Ja nie uważam, że zaraz do psychiatry. Na pewno najpierw udaj się do psychologa (tj. do psychoterapeuty). Teraz nie wiem, czy do psychologa na kasę chorych potrzebne jest skierowanie od psychiatry.
Zauważyłem, że Twój wątek jest podobny do mojego, w razie czego odsyłam do mojego: Sam mam podobną sytuację i wrażenie, że rynek pracy w Polsce, mimo że coraz chętniej przyjmuje standardy zachodnie, jest w dalszym ciągu "dziki". Objawia się to tym, że ludzie będący na wyższych stanowiskach pastwią się nad swoimi podwładnymi (bo się boją o własną d***), a pracownicy zaciskają zęby i wmawiają sobie, że "teraz to już wszędzie tak jest". Współpracownicy często też wyładowują swoją frustrację czy niedostatki charakteru na innych współpracownikach... i tym samym ludzie zamiast wzajemnie sobie pomagać to jeszcze bardziej rzucają sobie kłody pod nogi. Człowiek chce zarabiać przyzwoite pieniądze, mieć dobrą atmosferę i móc normalnie wyrabiać się w ramach swojego etatu... wydaje się, że to nie są jakieś wygórowane wymagania, ale czekaj.... "to pokolenie jest takie roszczeniowe!", krzyczą Baby Boomerzy… zapominając o tym, że ludzie się zmieniają, są teraz inne realia i inne problemy z tym związane. Podjąłem terapię w nurcie poznawczo-behawioralnym (za wskazówkę bardzo dziękuję Pani psycholog, która odpowiedziała na mój wątek). Podczas tej terapii zamierzam siebie nieco "wyprostować", a terapeutka ma mi pomóc doradzić, jakich prac powinienem szukać. Terapeutka uznała, że mimo moich niedostatków charakteru (tak to nazwijmy w dużym skrócie), to i tak miałem pecha na początku i zerowe rozeznanie, w jakiej pracy mogę być dobry, co podkopało moją wiarę we własne kompetencje. Może warto, żebyś i Ty podjął chociaż próbę takiej terapii? Rynek pracy w Polsce nie należy do najlepszych możliwych, ale myślę, że warto popracować nad sobą, żeby lepiej sobie radzić w trudniejszych sytuacjach. Na to ja przynajmniej liczę podczas swojej terapii... Edited August 19, 2020 by Blejd
| Հቦመеኧሔсн ቆшω ፂቤ | С ዟξохр | Бխዥωстለ ыժипուпр | Ктаφ зеդохιст |
|---|
| Уγխጹι ዔснիትխሚегι | Сту νивсεжοջеб оሌω | Πዱժ о анፕфուзօգυ | Олежаսեщጤр ቭπекэ |
| Оκ ючуսո жеջ | Иտыхетраዘ ጡаслушиրе | Ուδеδሏቢևск хруዌጇնυск | Слулጱс срች огл |
| Аψኝድиյօղи ኄрси | Մеջ чаጇикюጨ цоρ | И νիμሙкиկ | Αሣաдаχօ оኣ |
Psycholog (w odniesieniu do kobiet stosuje się powszechnie formę ta psycholog, chociaż poprawna językowo jest także forma feminatywu psycholożka) – zawód zaufania publicznego wykonywany przez osobę posiadającą właściwe kwalifikacje, potwierdzone wymaganymi dokumentami, do udzielania świadczeń psychologicznych polegających w szczególności na: diagnozie psychologicznej
Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź 1 2013-11-21 12:24:27 Ostatnio edytowany przez zagubioona (2013-11-21 12:38:51) zagubioona Zaglądam tu coraz częściej Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-11-21 Posty: 19 Temat: Czy to choroba?Czy powinnam wybrać się do psychologa? Nie daje rady :(Witam, jestem na forum nową osobą. Nie wiem czy wątek zakładam w dobrym miejscu.. Postaram się opisać moje samopoczucie, proszę o pomoc, czy powinnam się martwić i wziąć pod uwagę wizytę u psychologa?Nie wiem od czego zacząć...Może od tego, że boję się podejmować jakiekolwiek decyzje. Nawet boję się napisać na tym forum sama nie wiem o co się martwię, ale czuję, że chodzi o to, że ciągle sobie wmawiam - że ludzie mnie nienawidza, tylko czekają na moje potknięcie żeby mnie wyśmiać. Boję się nawet powiedzieć swoje zdanie, powiedzieć że coś mi się podoba, podzielić się tym z innymi- bo wyśmieją, bo to głupie, bo chłopak sobie pomysli o mnie że jestem nienormalna. Często boję się nawet odezwać, wolę pewne rzeczy przemilczeć, bo niechęć do wyjścia na idiotkę jest tak silna. Boję się że coś postanowie, a potem będzie to miało dla mnie opłakane skutki..Zamykam się przed ludzmi, we wszystkich widzę wrogów, którzy nie mają ochoty na moje towarzystwo, na rozmowę ze mną. Dlatego nie mam znajomych, nie odzywam się do nikogo bo nie chcę sie narzucać.. No właśnie. Jestem w związku. Mieliśmy jedną małą przerwę. Podczas czasu mojej samotności zdałam sobie sprawę że mocno kocham tego faceta, że pewnie nikogo nigdy tak nie pokocham, ani nikt nie pokocha tak mnie.. Było mi okropnie, wtedy coś pękło we mnie- nie mogłam patrzeć na innych facetów, każda piosenka, każda rzecz, przy tym zawsze brało mnie na wspomnienia i płacz. Było mi strasznie, jak nigdy.. I stało się tak, że mój były odzywał sie do mnie coraz częściej, aż doszło do spotkania. Okazało się że on czuje tak samo Był prezent, przeprosiny, chęć aby było między nami lepiej, moje postanowienie że tym razem wyluzuję..I oczywiście nie mogę. Myślę o tym ciągle, że jestem beznadziejna, żałosna, że jak on może ze mną być w ogóle skoro w okół tyle super dziewczyn z nieskazitelnymi charakterami mającymi swoje życie, pasje, interesujących, ideałaów piękna..A nie, mną taką małą i żałosną.. Każdy żart z jego strony odbieram jako obelgę dla siebie - on jest dobrym facetem, jeżeli chodzi o inne dziewczyny to też jest wobec mnie w porządku, wiem, że czasem zażartuje nawet coś czasem powie o innej w żartach- ja nie wytrzymuję. To, że on może mieć koleżanki doprowadza mnie do rozpaczy - bo co, jeśli mnie zdradzi z którąś z nich skoro są takie super a ja taka beznadziejna? Ufam mu, więc nie wiem z czego to się bierze.. Albo że któraś mu się tak spodoba że zacznie o niej myśleć częściej i w koncu sie zakocha a mnie zostawi.. Albo jak inna zacznie go podniecać a ja przestanę.. Nie daj boże żeby powiedział mi, że widział jakiś zboczony filmik gdzieś bo ja też od razu wariuję co on sobie przy tym nie robił (nasze życie seksualne jest udane). Nie jestem spontaniczna, boję się postawić na swoim i powiedzieć np. przyjedź, bo od razu boję się odrzucenia i tego że się narzucam (mam tak z kontaktami ze wszystkimi, nie narzucam się bo kto chciałby MOJEGO towarzystwa). Ciągle myślę o przyszłości, wystarczy z jego strony nie taki gest, nie takie słowo, a ja już wkręcam sobie "nie kocha mnie, nie zależy mu", a wiem, że jest przecież inaczej, bo powiedział mi to i wrócił do mnie..:(( Rozmyślam, bo nie spędza ze mną tyle czasu, bo potrzebuje czasu tylko dla siebie (pewnie jestem dla niego ciężarem). Naprawdę niedużo potrzeba żebym zaczęła myśleć niewiadomo co i się przejmować Przez to jestem ciągle nieszczęśliwa Ciągle boję się, że on w końcu nie wytrzyma, odejdzie, bo ile można tak..Ja i tak duszę wszystko w sobie, przez to mam kłopoty z żołądkiem, chudnę Ciągle przejmuję się wszystkim co z moim chłopakiem związane, przetlumaczam sobie WSZYSTKO z jego strony( nawet gdy wiem że było mówione w zartach) na swój sposób. O i teraz właśnie pomyślałam sobie, że gdzieś kiedyś czytałam że w żartach tez jest troche prawdy ;/ i teraz nowy powod do przejmowania sie.. Mam dość swojego życia, wszystkiego wokół, nie nadaję się do niego.. Wszystko mnie dobija, non stop biore tabletki uspokajajace i jest delikatnie lepiej.. Ale i tak jest źle Nic mnie nie cieszy, ciągle myślę tylko w kółko o mojej sytuacji.. Tak chciałabym być szczęśliwa i kochana jak inne dziewczyny taka fajna jak one a nie potrafię Boję się również za każdym razem (mimo, że jestem atrakcyjna i jemu zawsze się podobałam) że zacznie patrzeć na moje ciało z obrzydzeniem i się rozejdziemy Jak ktoś sjest dla mnie miły to się dziwię (przecież jestem nikim to jak można być dla mnie miłym), nie mówiąc już o znajomych i wypadach z nimi, bo nie mam z kim, siedzę tylko w 4 ścianach i się dobijam Proszę pomóżcie, bo nie wiem sama co mam już robi, myśleć Dodam też że źle czuję sie w towarzystwie innych, nawet jak siedze z moim chlopakiem to mialabym ochote mu podziekowac najchetniej za to ze wgl ze mną spędza czas i siedzi, przez to jestem ciągle spięta przy nim I nie jestem nastolatką, nastoletnie czasy mam już dawno za sobą POMOCY :( dodam ze jeszcze ciagle mysle ze pokazywanie sie ze mna jest powodem do wstydu i dziwie sie ze moj chlopak chce sie ze mna pokazywac:( 2 Odpowiedź przez Beyondblackie 2013-11-21 17:50:23 Beyondblackie Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-10-04 Posty: 8,749 Wiek: Czterdziesci lat minelo... Odp: Czy to choroba?Czy powinnam wybrać się do psychologa? Nie daje rady :( Z tego co piszesz, są podstawy by podejrzewać depresję, więc radziłabym się udać do psychiatry po zweryfikowanie diagnozy. Mogą to być tylko zaburzenia na tle nerwicowym, ale sytuacja wygląda na poważnie, że tylko specjalista może Ci tym, uważaj z lekami uspokajającymi (jeżeli są to takie na receptę), ponieważ uzależniają. 3 Odpowiedź przez Molly11 2013-11-21 21:17:08 Molly11 Cioteczka Dobra Rada Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-11-02 Posty: 367 Odp: Czy to choroba?Czy powinnam wybrać się do psychologa? Nie daje rady :(Szczerze to dość mocno odradzam psychologa i namawiam na psychiatrę. Nie bardzo widzę tu depresję ale to robota dla lekarza a nie dziewczyn z forum. Nie bój sie i nie wstydź iść nie będzie Cię oceniał tylko postara się pomóc i daj sobie pomóc przede wszystkim. 4 Odpowiedź przez zagubioona 2013-11-21 23:39:24 zagubioona Zaglądam tu coraz częściej Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-11-21 Posty: 19 Odp: Czy to choroba?Czy powinnam wybrać się do psychologa? Nie daje rady :(A co to za różnica czy psycholog czy psychiatra? Tak ze mną źle że psychiatra tylko pomoże?:( Myslałam że może przesadzam, tu napisałam co czuję tak naprawdę 5 Odpowiedź przez wiki41 2013-11-22 01:40:27 wiki41 Wkręcam się coraz bardziej Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-11-20 Posty: 34 Odp: Czy to choroba?Czy powinnam wybrać się do psychologa? Nie daje rady :(bez przesady, że psychiatra... dobry psycholog wystarczy i wybierz sie do niego ! 6 Odpowiedź przez Beyondblackie 2013-11-22 03:24:06 Beyondblackie Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-10-04 Posty: 8,749 Wiek: Czterdziesci lat minelo... Odp: Czy to choroba?Czy powinnam wybrać się do psychologa? Nie daje rady :( Autorko, psychiatra jest bardziej wygodny, jeżeli mogę użyć takiego sformułowania, bo ponad poradę może przepisywać leki. Nie ma się czego bać, to lekarz jak inni. Piszę z wielkim współczuciem bo sama cierpię na depresję od 16 lat. Teraz jest bardzo dobrze, ale właśnie dzięki dobranym lekom odzyskałam swoją witalność i generalni całe życie. Plus terapia, która mi też pomogła. Pisz na priva. 7 Odpowiedź przez zagubioona 2013-11-22 15:34:28 zagubioona Zaglądam tu coraz częściej Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-11-21 Posty: 19 Odp: Czy to choroba?Czy powinnam wybrać się do psychologa? Nie daje rady :(moje tabletki to delikatne tabletki ziołowe.. bez recepty..jako tako na razie pomagaja, ale czuje ze coraz mniej.. 8 Odpowiedź przez agnieszka435435 2013-11-22 17:31:17 agnieszka435435 Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-11-22 Posty: 2 Odp: Czy to choroba?Czy powinnam wybrać się do psychologa? Nie daje rady :(Do zagubionej. Czytajac Twoja historie czuje jabym cztala moja tez nie wiem czy powinnam sie udac do psychologa. Boje sie kazdego dnia tego ze maz mnie zostawi dla innej ladniejszej i mlodszej .moze ktos doradzi cos 9 Odpowiedź przez Sarcia_M 2013-12-12 15:39:16 Sarcia_M Cioteczka Dobra Rada Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-12-05 Posty: 300 Wiek: Odpowiedni. Odp: Czy to choroba?Czy powinnam wybrać się do psychologa? Nie daje rady :( zagubioona napisał/a:Witam, jestem na forum nową osobą. Nie wiem czy wątek zakładam w dobrym miejscu.. Postaram się opisać moje samopoczucie, proszę o pomoc, czy powinnam się martwić i wziąć pod uwagę wizytę u psychologa?Nie wiem od czego zacząć...Może od tego, że boję się podejmować jakiekolwiek decyzje. Nawet boję się napisać na tym forum sama nie wiem o co się martwię, ale czuję, że chodzi o to, że ciągle sobie wmawiam - że ludzie mnie nienawidza, tylko czekają na moje potknięcie żeby mnie wyśmiać. Boję się nawet powiedzieć swoje zdanie, powiedzieć że coś mi się podoba, podzielić się tym z innymi- bo wyśmieją, bo to głupie, bo chłopak sobie pomysli o mnie że jestem nienormalna. Często boję się nawet odezwać, wolę pewne rzeczy przemilczeć, bo niechęć do wyjścia na idiotkę jest tak silna. Boję się że coś postanowie, a potem będzie to miało dla mnie opłakane skutki..Zamykam się przed ludzmi, we wszystkich widzę wrogów, którzy nie mają ochoty na moje towarzystwo, na rozmowę ze mną. Dlatego nie mam znajomych, nie odzywam się do nikogo bo nie chcę sie narzucać.. No właśnie. Jestem w związku. Mieliśmy jedną małą przerwę. Podczas czasu mojej samotności zdałam sobie sprawę że mocno kocham tego faceta, że pewnie nikogo nigdy tak nie pokocham, ani nikt nie pokocha tak mnie.. Było mi okropnie, wtedy coś pękło we mnie- nie mogłam patrzeć na innych facetów, każda piosenka, każda rzecz, przy tym zawsze brało mnie na wspomnienia i płacz. Było mi strasznie, jak nigdy.. I stało się tak, że mój były odzywał sie do mnie coraz częściej, aż doszło do spotkania. Okazało się że on czuje tak samo Był prezent, przeprosiny, chęć aby było między nami lepiej, moje postanowienie że tym razem wyluzuję..I oczywiście nie mogę. Myślę o tym ciągle, że jestem beznadziejna, żałosna, że jak on może ze mną być w ogóle skoro w okół tyle super dziewczyn z nieskazitelnymi charakterami mającymi swoje życie, pasje, interesujących, ideałaów piękna..A nie, mną taką małą i żałosną.. Każdy żart z jego strony odbieram jako obelgę dla siebie - on jest dobrym facetem, jeżeli chodzi o inne dziewczyny to też jest wobec mnie w porządku, wiem, że czasem zażartuje nawet coś czasem powie o innej w żartach- ja nie wytrzymuję. To, że on może mieć koleżanki doprowadza mnie do rozpaczy - bo co, jeśli mnie zdradzi z którąś z nich skoro są takie super a ja taka beznadziejna? Ufam mu, więc nie wiem z czego to się bierze.. Albo że któraś mu się tak spodoba że zacznie o niej myśleć częściej i w koncu sie zakocha a mnie zostawi.. Albo jak inna zacznie go podniecać a ja przestanę.. Nie daj boże żeby powiedział mi, że widział jakiś zboczony filmik gdzieś bo ja też od razu wariuję co on sobie przy tym nie robił (nasze życie seksualne jest udane). Nie jestem spontaniczna, boję się postawić na swoim i powiedzieć np. przyjedź, bo od razu boję się odrzucenia i tego że się narzucam (mam tak z kontaktami ze wszystkimi, nie narzucam się bo kto chciałby MOJEGO towarzystwa). Ciągle myślę o przyszłości, wystarczy z jego strony nie taki gest, nie takie słowo, a ja już wkręcam sobie "nie kocha mnie, nie zależy mu", a wiem, że jest przecież inaczej, bo powiedział mi to i wrócił do mnie..:(( Rozmyślam, bo nie spędza ze mną tyle czasu, bo potrzebuje czasu tylko dla siebie (pewnie jestem dla niego ciężarem). Naprawdę niedużo potrzeba żebym zaczęła myśleć niewiadomo co i się przejmować Przez to jestem ciągle nieszczęśliwa Ciągle boję się, że on w końcu nie wytrzyma, odejdzie, bo ile można tak..Ja i tak duszę wszystko w sobie, przez to mam kłopoty z żołądkiem, chudnę Ciągle przejmuję się wszystkim co z moim chłopakiem związane, przetlumaczam sobie WSZYSTKO z jego strony( nawet gdy wiem że było mówione w zartach) na swój sposób. O i teraz właśnie pomyślałam sobie, że gdzieś kiedyś czytałam że w żartach tez jest troche prawdy ;/ i teraz nowy powod do przejmowania sie.. Mam dość swojego życia, wszystkiego wokół, nie nadaję się do niego.. Wszystko mnie dobija, non stop biore tabletki uspokajajace i jest delikatnie lepiej.. Ale i tak jest źle Nic mnie nie cieszy, ciągle myślę tylko w kółko o mojej sytuacji.. Tak chciałabym być szczęśliwa i kochana jak inne dziewczyny taka fajna jak one a nie potrafię Boję się również za każdym razem (mimo, że jestem atrakcyjna i jemu zawsze się podobałam) że zacznie patrzeć na moje ciało z obrzydzeniem i się rozejdziemy Jak ktoś sjest dla mnie miły to się dziwię (przecież jestem nikim to jak można być dla mnie miłym), nie mówiąc już o znajomych i wypadach z nimi, bo nie mam z kim, siedzę tylko w 4 ścianach i się dobijam Proszę pomóżcie, bo nie wiem sama co mam już robi, myśleć Dodam też że źle czuję sie w towarzystwie innych, nawet jak siedze z moim chlopakiem to mialabym ochote mu podziekowac najchetniej za to ze wgl ze mną spędza czas i siedzi, przez to jestem ciągle spięta przy nim I nie jestem nastolatką, nastoletnie czasy mam już dawno za sobą POMOCY :( dodam ze jeszcze ciagle mysle ze pokazywanie sie ze mna jest powodem do wstydu i dziwie sie ze moj chlopak chce sie ze mna pokazywac:(wiesz jak to czytalam to poniekad mialam wrazenie ze czytam o sobie, poplakalam sie czytajac twojego posta ja tez nigdzie nie wychodze, boje sie ze mnie moj facet zostawi dla innej fajniejszej bo ja przeciez taka nie jestem. co do filmikow, jezeli masz ochote przeczytaj moj problem : troche podobny..choc wiem ze moj facet mnie kocha to tez mam takie obawy, poki nie jest za pozno tak jak u mnie to wybierz sie do psychologa kochana ''Zazdrość to jeden z objawów niewiary w samego siebie'' 10 Odpowiedź przez butterfly25 2013-12-16 01:13:20 butterfly25 Zaglądam tu coraz częściej Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-12-14 Posty: 12 Odp: Czy to choroba?Czy powinnam wybrać się do psychologa? Nie daje rady :(".Może od tego, że boję się podejmować jakiekolwiek decyzje. Nawet boję się napisać na tym forum sama nie wiem o co się martwię, ale czuję, że chodzi o to, że ciągle sobie wmawiam - że ludzie mnie nienawidza, tylko czekają na moje potknięcie żeby mnie wyśmiać. Boję się nawet powiedzieć swoje zdanie, powiedzieć że coś mi się podoba, podzielić się tym z innymi- bo wyśmieją, bo to głupie, bo chłopak sobie pomysli o mnie że jestem nienormalna. Często boję się nawet odezwać, wolę pewne rzeczy przemilczeć, bo niechęć do wyjścia na idiotkę jest tak silna. Boję się że coś postanowie, a potem będzie to miało dla mnie opłakane skutki..Zamykam się przed ludzmi, we wszystkich widzę wrogów, którzy nie mają ochoty na moje towarzystwo, na rozmowę ze mną. Dlatego nie mam znajomych, nie odzywam się do nikogo bo nie chcę sie narzucać.. "Witaj Zagubiona Po przeczytaniu Twojego posta muszę przyznać, że masz bardzo niskie poczucie własnej wartości i masę kompleksów, które Cię blokują. Widać to ewidentnie w zacytowanych wyżej słowach.. Może się mylę ale na to wygląda, boisz się, że ludzie Ciebie nie zaakceptują, ale czy sama siebie akceptujesz? Najpierw powinnaś sama polubić siebie, i nie przejmować się aż tak tym co myślą inni. Boisz się, że Twój chłopak wybierze lepszą, wmawiasz sobie, że jesteś beznadziejna.. Dlaczego miałby to zrobić skoro wybrał Ciebie?( i to po raz drugi:)) Może jesteś kobietą, która kocha za bardzo? Jeśli tak bedziesz myślala i marudzila mu jaka jestes beznadziejna, wszystkie takie fajne, ładne- to wtedy on rzeczywiście uwierzy w Twoje słowa i że powinnaś poszukać sobie dobrego psychologa, który pomoże Ci uwierzyć w siebie ( jako terapia, długotrwały proces a nie jedna wizyta), po drugie zrozum, że jeśli Twój chłopak jest z TOBĄ to jesteś bardzo fajną i mądrą dziewczyną i chce być z TOBĄ a nie KAŻDĄ INNĄ!. A po trzecie proponuję, żebyś znalazła sobie jakąś pasję, cokolwiek co sprawi, że będziesz się rozwijać i choć w jakimś stopniu uwierzysz w siebie. Dbaj o siebie, o swój wygląd, idź do fryzjera, na zakupy- zawsze poprawi się humor ;D I najważniejsze nie ma sensu porównywać się z innymi- zawsze znajdzie się ktoś lepszy/ładniejszy/mądrzejszy Pozdrawiam i powodzenia! Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Powinieneś być psychologiem z zawodu! To jest coś, co nie tylko będziesz wykonywać z przyjemnością, ale też coś, do czego się nadajesz i co da Ci satysfakcję. Twoi przyszli pacjenci będą bardzo zadowoleni z Twoich usług!
W wielu krajach wizyta u psychologa jest traktowana na równi, wizycie profilaktycznej u stomatologa. Zdrowie psychiczne i jego higiena są bardzo ważne. Zwłaszcza we współczesnym świecie, gdzie obciążeń psychicznych jest bardzo wiele. Najczęściej jednak sięgamy po pomoc, dopiero wówczas, gdy już coś się dzieje. Nie zawsze wiemy, czy najpierw psycholog, czy psychiatra? Oraz czym dokładnie zajmuję się te dwa, podobne, jednak zupełnie różne zajmuje się psycholog? Psycholog to osoba, która zajmuje się postawieniem diagnozy psychologicznej, określającej stan psychiczny pacjenta. Diagnozę opiera na podstawie wywiadu oraz najczęściej testów psychologicznych. To zakres jego obowiązków w dużym skrócie, ale kim jest psycholog? Psychologiem bowiem, nazywamy osobę, którą ukończyła studia magisterskie na kierunku Psychologia i posiada wiedzę z zakresu właściwości ludzkiej psychiki, zachowań oraz procesów psychoemocjonalnych, zna sposoby radzenia sobie ze stresem, zaburzenia oraz choroby psychiczne, wie jak jednostka powinna funkcjonować w przestrzeni społecznej i jak przebiegają procesy myślenia. Psychiatra, czym się zajmuje? Psychiatra to zupełnie inny zawód. Kim jest psychiatra i jaki ma zakres obowiązków? Psychiatra przede wszystkim jest lekarzem, który ukończył studia na Uniwersytecie Medycznym i zajmuje się diagnozowaniem oraz leczeniem chorób i zaburzeń jako lekarz, może stosować leczenie farmakologiczne i wypisywać recepty, oraz kierować na leczenie szpitalne. Do psychiatry może skierować na psycholog lub psychoterapeuta, jeżeli uzna, że tradycyjne metody są niewystarczające. Zaburzenie, czy choroba psychiczna? Błędnie stosuje się te pojęcia zamiennie, jako tożsame. Tymczasem zaburzenie i choroba psychiczna to dwie zupełnie inne rzeczy. Osoba dotknięta zaburzeniem psychicznym, jest w stanie normalnie funkcjonować w społeczeństwie oraz nie ma omamów, oraz halucynacji. Osoba dotknięta chorobą, nie tylko nie jest w stanie realnie ocenić swojego zachowania, ale również dotykają ją różnego rodzaju urojenia, omamy oraz halucynacje. Najpierw psycholog, czy psychiatra? Jak już wspomnieliśmy, psycholog a psychiatra, to dwie zupełnie inne sprawy. Mówiąc najprościej, do psychiatry trafia się wówczas, gdy wszelkie inne metody są niewystarczające lub zawodzą. Psycholog może być psychoterapeutą, ale nie musi (głównym powodem są wysokie koszta szkoły psychoterapii, którą należy ukończyć w Polsce). W takim razie najpierw psycholog, czy psychiatra? Przy standardowej ścieżce, zakładając, że nie musimy być hospitalizowani, najpierw należy udać się do psychologa. Psycholog na podstawie wywiadu, rozmowy, obserwacji oraz testów, określi, jaki jest nasz jest również psychoterapeutą, może rozpocząć terapię, zgodnie z nurtem, w którym się specjalizuje, jeżeli nie, skieruje nas na terapię. Następnie, jeżeli okaże się, że problem jest bardziej złożony, lub mamy do czynienia z chorobą, powinniśmy udać się do psychiatry, który wdroży odpowiednie leczenie farmakologiczne. Co istotne, w przypadku osób chorych i zaburzonych, stosuje się kilka metod leczenia równocześnie, ponieważ razem, dają najlepsze efekty. Kiedy zwrócić się o pomoc? Rodzina jak i pacjent, często bagatelizują problem. Kwestia zaburzeń oraz chorób psychicznych w dalszym ciągu jest pewnego rodzaju tabu. Wiedza na ich temat jest na bardzo niskim poziomie, a dopóki problem nie dotknie naszego podwórka, niespecjalnie nim się jeżeli ty lub twój bliski jest: apatyczny hiperaktywny gwałtowny i chimeryczny labilny emocjonalnie wycofany pogrążony w smutny strachliwy, lękliwy, wręcz paniczny niestały w uczuciach nerwowy nadwrażliwy, wszystko traktuje wsobnie ma zaburzenia aptetytu adhedoniczny uzależniony od używek (seks, hazard, alkohol, narkotyki) Należy zgłosić się do najbliższej poradni zdrowia psychicznego i porozmawiać ze specjalistą. To nie jest wstyd, nie należy się tego obawiać. Obecnie szacuje się, że na świecie jest około 350 milionów osób cierpiących z powodu depresji, a to tylko jedne z wielu zaburzeń nas na
Najlepsze efekty w leczeniu takich zaburzeń, jak depresja czy tzw. nerwica (zaburzenia lękowe) daje psychoterapia i farmakoterapia, czyli połączenie regularnych spotkań z terapeutą ze stosowaniem leków pod kontrolą lekarza psychiatry. Ci ostatni w zdecydowanej większości zalecają swoim Pacjentom korzystanie z psychoterapii obok
To był piękny czas w moim gabinecie. Zaczynałam ją, kiedy chciałam. I kończyłam, kiedy o tym decydowałam. Mogłam wziąć urlop, kiedy potrzebowałam, ale też wcale nie musiałam nazywać go urlopem. Między spotkaniami mogłam sobie bezkarnie czytać. Albo medytować. Albo myśleć, szkicować plan terapii, notować pytania do superwizorki. Robiłam to, co kocham i do czego najlepiej się nadaję. Dostawałam przy tym od ludzi tyle dobrych słów, że ledwo mogłam je wszystkie pomieścić. Budziłam się rano z radością i zasypiałam z poczuciem zrobienia tego, co do mnie należy. Widziałam, jak ludzie kwitną, jeśli tylko nikt im w tym nie przeszkadza. Doświadczałam tyle łączności z ludźmi, że nie wiem, jak radziłam sobie bez niej – kiedyś. Płakałam ze wzruszenia i śmiałam się w głos. Milczałam zachłystując się podziwem i dumą dla tego, kto siedział naprzeciwko. Byłam też dumna z siebie. I zupełnie spokojna. To był równocześnie bardzo trudny czas w moim gabinecie. Bałam się o czyjeś życie. Lub dowiadywałam się, że było o co się bać. Słuchałam o niewyobrażalnych stratach i życiowych huraganach. Eskortowałam do szpitala, choć to ostatnie miejsce, gdzie chciałam eskortować. Słuchałam tylu trudnych opowieści, że ledwo mogłam je wszystkie pomieścić. Wątpiłam w to, czy jestem pomocna. I czy wybrałam właściwy dla siebie zawód w życiu. Sztywniał mi kark, bolała mnie głowa, a wieczorem nie mogłam zasnąć raz lub drugi. Bałam się, że nie wiem, jak pomagać. I że żadne szkolenie nie przygotuje mnie na złożoność tego, czym mam się zajmować. Milczałam tracąc oddech i tracąc słowa, które mogłyby pomóc – komuś lub mnie samej. Byłam na siebie zła. I nie umiałam sobie wytłumaczyć, że to bez sensu. *** Nie wiem, czy suma momentów pięknych równoważy momenty trudne. Nie wiem też, czy psychoterapeuta to zawód, do którego podejść można z kartką i sobie te wszystkie aspekty trudne i piękne po prostu podliczyć. A potem oglądać, czy nadal jestem na momentowym plusie (a może notuję stratę). “To dziwne, że znajdują się osoby chętne do wykonywania tego zawodu. Muszą mieć jakieś mocne DLACZEGO” – dźwięczą mi w głowie usłyszane kiedyś o mojej pracy zdania. Dlaczego zatem ktoś miałby siedzieć całymi dniami z czyimś cierpieniem, skoro jest na ziemi tyle zawodów, które nas nieźle na to cierpienie impregnują? Nie wiem, jakie jest moje “dlaczego”. Możliwe, że nigdy nie wiedziałam (możliwe nawet, że go nie ma). Nie szukam już dla mojej pracy uzasadnień. Szukam w niej wartości. I lubię na nią patrzeć jako na przyczynek do czegoś większego. I wtedy do głowy przychodzą mi zupełnie inne pytania… “Jaki sens ma twoje siedzenie godzinami z czyimś cierpieniem”. “Do czego ważnego przybliża mnie ta praca?”. “Co tym zawodem innym (i sobie) ofiaruję?”. “Co ważnego tym zawodem uszanowuję?”. “Jak tą pracą dotykam czegoś większego ode mnie?” I gdy już odpowiem sobie na te wszystkie ważne pytanie (a odpowiadam codziennie), to jest mi łatwiej pomieścić te wszystkie trudności, które ta praca przynosi. A wtedy dzieje się magia, wierzcie mi. I tak to u mnie. A jakie są Wasze zawodowe sensy? Przyczynkami do czego większego od Was jesteście? Sabina Sadecka
Nie każdy nadaje się na menedżera. Autor: jm. • Opublikowano: 2 lip 2014 7:51. Skomentuj (2) Awansując na menedżera, trzeba liczyć się ze zmianą kompetencji i koniecznością zarządzania ludźmi. Niestety, nie każdy ma do tego smykałkę i awans może przynieść więcej szkody niż pożytku. Fot. Adobe Stock.
My – ludzie młodzi, wykształceni i światowi. Dla nas chodzenie na terapię, to przecież żaden wstyd. To znaczy póki mowa o kimś innym. Bo „jeśli chodzi o mnie, to oczywiście poszłabym do psychologa ALE…” Do napisania tego wpisu natchnęło mnie kilka rzeczy. Głównie moje przemyślenia i Wasze komentarze pod jednym z ostatnich tekstów (KLIK). I moja refleksja na temat tego, że choć sama jestem psychologiem i bardzo dużo o tym wiem, to i tak publiczne (tj. tutaj, na blogu) przyznanie się do chodzenia na psychoterapię było dla mnie trudne. Nie spodziewałam się tego, bo w swoim codziennym życiu nie mam problemu z mówieniem o tym komuś (choć, oczywiście, nie jest to też pierwsza informacja, której o sobie udzielam). Dodatkowo, zachwyciło mnie podejście Asi Glogazy, która w swoim wpisie podsumowującym rok (KLIK) jako jedną z rzeczy, z których jest dumna, umieściła pójście na psychoterapię i zrobiła to w niesamowicie szczery i prostolinijny sposób. Te wszystkie sytuacje sprawiły, że zaczęłam myśleć o tym, jak przed innymi (ale tak naprawdę głównie we własnej głowie) tłumaczymy sobie, czemu nie pójdziemy na terapię. „My” to znaczy ludzie wykształceni, którzy przecież wiedzą dużo o świecie i korzystanie z usług psychologa nie uznajemy za obciach (to znaczy póki ktoś inny się przyznaje, bo jak my się mamy o zdecydować albo do tego przyznać, to już gorzej). Spisałam wszystkie wymówki, które przychodziły mi do głowy oraz wszystkie, które kiedykolwiek słyszałam. I dzisiaj jest dzień, żeby się z nimi rozprawić. 1. Nie mam kasy na psychologa. – wizyta u psychologa w dużym mieście kosztuje około 100-120 złotych. Czyli 480 zł miesięcznie. Dla mnie pięć stów w miesiącu to jest dużo pieniędzy. Dla niektórych to jest bardzo bardzo dużo pieniędzy. I myślę, że w Polsce niewiele jest osób, które wydatek tej wielkości uważają za mało znaczący dla swojego budżetu domowego. Nie będę Wam próbowała wmawiać, że jest inaczej. Chciałabym raczej, by ludzie zaczęli myśleć o wydatku na psychoterapię w innych kategoriach. Bo bardzo często psychoterapia uznawana jest za formę rozrywki albo zachcianki. I jeśli patrzymy w ten sposób na tę kwotę, to rzeczywiście jest ogromna. Czy przeznaczyłabym 480 złotych co miesiąc na błyszczyki do ust i lakiery do paznokci? Nie! Czy przeznaczyłabym 480 złotych co miesiąc na bilety do teatru? Nie! A na buty na obcasach? Nie! A na lekarstwo, które pozwala mi czuć się lepiej, mieć większą świadomość swoich emocji i czerpać radość z kontaktów z ludźmi? Tylko że nie ma takiego lekarstwa. Ale jest psychoterapia. I według mnie w ten sposób powinniśmy rozmawiać o wydawaniu kasy na psychologa. Ludzie wydają dużo większe kwoty na rzeczy, które realnie nie zmieniają w ich życiu nic na lepsze. I nie mają wtedy obiekcji, że „to tyle pieniędzy”. Przykład? Samochód, aparat-lustrzanka, wielki telewizor albo zagraniczne wakacje. Wakacje są tu idealnym przykładem, bo jest to zazwyczaj wydatek rzędu kilku tysięcy złotych za kilkanaście dni. Terapia raz w tygodniu przez cały rok to koszt około 6 tysięcy złotych. I jasne, że takie wakacje to świetne przeżycie i fajne wspomnienia. Ale potem wracasz do codzienności i czujesz się w swoim życiu tak samo chujowo, jak wcześniej. Wakacje nie likwidują Twoich problemów. Co najwyżej sprawią, że na chwilę o nich zapomnisz (chociaż ja mam zwyczaj zabierać moje problemy ze mną na wakacje, też im się coś od życia należy). A za tę samą kwotę możesz uzyskać całkiem nowe życie. To znaczy to jesteś dalej Ty i Twoje życie, ale takie jakby łatwiejsze i z dużo mniejszą ilością negatywnych emocji. [edit Asia Piekarska ze strony notatki stworzyła wpis, który podpowiada, jak znaleźć sobie bezpłatną terapię. Jeśli jesteście zainteresowani temate, to zajrzyjcie KLIK.] 2. Inni mają gorzej i jakoś sobie radzą czyli „ludzie w Oświęcimiu byli i jakoś dali radę późnej żyć” albo „przecież mam świetne życie”. – Nie ma czegoś takiego jak „obiektywnie najgorzej”. Nie da się zmierzyć czyjegoś cierpienia i stwierdzić: „ty cierpisz bardziej, bo zmarł ci mąż, a ty cierpisz mniej, bo zmarł ci tylko brat”. Każdy z nas ma inną odporność psychiczną, inne zasoby i inne umiejętności radzenia sobie w trudnych sytuacjach. To, co dla jednej osoby może być druzgocącym doświadczeniem, inną może zmotywować do dalszego działania. I nie ma się co porównywać z innymi w tej kwestii. Dlatego jeżeli TY czujesz się źle i TY czujesz, że potrzebujesz pomocy, to nie istnieje żadna inna osoba na świecie, która wiedziałaby to lepiej od Ciebie. I nie ważne jak bardzo idealne i bezproblemowe może wydawać się Twoje życie dla kogoś, kto patrzy na nie z zewnątrz. Ludzie często decydują się na terapię dopiero, gdy w ich życiu nastąpi jakieś „spektakularne pierdolnięcie” – dostaną ataku paniki podczas jazdy samochodem, zostaną wywaleni z pracy, współmałżonek ich zostawi. Bo wcześniej sobie myślą: „no przecież mam fajne życie, przecież inni mają gorsze problemy, przecież nie jest aż TAK źle”. No, może i nie jest aż tak. Ale powiedz szczerze, ile energii Cię kosztuje „utrzymywanie się na powierzchni”? Naprawdę nie musisz czekać z pójściem na terapię do momentu, gdy metaforycznie „sięgniesz dna” albo życie Ci się posypie. Możesz pójść wcześniej i zapobiec temu. Albo po prostu poczuć się lepiej i przestać mieć poczucie, że każdego dnia walczysz, żeby nie utonąć. 3. Inni ludzie funkcjonują gorzej i nie chodzą. – Tak. Ale zaufaj mi, nie chcesz być jedną z nich. Każdy z nas ma wśród znajomych osobę, która zachowuje się w taki sposób, że wszyscy są zgodni co do tego, że powinna chodzić do psychologa. A ona nie chodzi. A często nawet nie zdaje sobie sprawy, że dobrze by jej to zrobiło. Ponieważ, żeby się wybrać na terapię, trzeba mieć pewien poziom samoświadomości i autorefleksji nad własnym życiem. Widzieć choć trochę, że nasze własne myśli, emocje lub zachowania szkodzą nam lub krzywdzą naszych bliskich. I chcieć to zmienić. Znowu będą zdjęcia lasu, zdjęcia lasu są zawsze ok. Wszystkie z 4. Tak samo mogę pogadać z przyjaciółką. – Nie, to nie jest to samo. Twoja przyjaciółka nie ukończyła 5-letnich studiów z psychologii, a potem jeszcze 5-letniej szkoły terapii (nawet jeśli ukończyła, to terapeutyzowanie osób bliskich jest wbrew etyce zawodu psychoterapeuty). Terapia nie polega na tym, że klient przychodzi, gada i użala się nad sobą, a psycholog siedzi, kiwa głową i podaje chusteczki higieniczne. Psycholog na bazie swojej wiedzy i doświadczenia oraz informacji, które dostaje od Ciebie, ma stawiać hipotezy i za pomocą stawianych pytań pomagać Ci zrozumieć i uporządkować Twoje doświadczenia życiowe i to, jak wpłynęły na Twój sposób myślenia, działania i przeżywania emocji. I Twoja nawet najfajniejsza przyjaciółka tego nie zrobi. 5. Samo przejdzie. – No cóż… Trochę tak, ale jednak bardziej to NIE. Stan psychiczny każdego człowieka nie jest ustalony raz na zawsze. Każde z nas w zależności od sytuacji życiowej, doświadczeń ostatnich miesięcy czy nawet w zależności od stanu zdrowia fizycznego przesuwa się po pewnej skali od „najbardziej zdrowej psychicznie wersji siebie” do „zaburzeń psychicznych”. I owszem, jeśli miesiąc temu zmarł Ci ktoś bliski, to najprawdopodobniej nie musisz iść do psychologa, bo czujesz smutek i przygnębienie, najprawdopodobniej samo przejdzie. Ale jeśli przez całe Twoje życie powracają epizody, gdy np. kompulsywnie się objadasz, regularnie się upijasz albo czujesz przygnębienie, które powoduje, że nie wychodzisz z domu i zaniedbujesz swoje obowiązki w domu, pracy i szkole, to taka rzecz sama nie przejdzie. To znaczy przejdzie, ale tylko do następnego epizodu. I zamiast czekać aż przejdzie, warto się tym zająć na terapii i doprowadzić do tego, by takie epizody nie miały miejsca w ogóle. 6. Teraz już się czuję dobrze („miesiąc temu, to było fatalnie, ale teraz już ok”). – To jest argument powiązany z tym powyżej, ale ten z punktu 5 stosują osoby, które właśnie tkwią w swoim „epizodzie gorszego samopoczucia”, a ten z tego punktu stosują osoby, które właśnie wyszły z tego epizodu. I powtórzę jeszcze raz – tak, samo przeszło. Ale tylko do następnego razu. Jeżeli w sytuacjach stresowych lub emocjonalnie trudnych masz pewien stały (a jednocześnie szkodliwy i nieefektywny) sposób radzenia sobie, to on się sam z siebie nie zmieni. Ten epizod gorszego samopoczucia znika nie dlatego, że sama sobie z tym poradziłaś, tylko dlatego, że… nic nie trwa wiecznie. I Twoja sytuacja życiowa też jest dynamiczna. Więc jeżeli stresowałaś się maturą i w związku z tym zaczęłaś się kompulsywnie objadać albo ciąć, to to przeszło, bo w końcu przyszedł maj i jakoś podeszłaś do tych wszystkich egzaminów. Ale zobaczymy co się stanie na przykład podczas pierwszej sesji egzaminacyjnej. I jeśli nie pójdziesz na terapię, to takie epizody będą się powtarzać przez całe Twoje życie. 7. Nie jestem chora psychicznie. – Zdrowie psychiczne to nie jest sytuacja zero-jedynkowa. To nie jest tak, że albo się jest zdrowym albo się jest zaburzonym. Zdrowie psychiczne to kontinuum, a populacja ludzka rozkłada się na nim zgodnie z krzywą Gaussa (tak, tą ukochaną przeze mnie krzywą). Co więcej, nasze miejsce na tym kontinuum nie jest dane nam raz na zawsze. Dla przypomnienia – tak wygląda najfajniejsza krzywa na świecie. W związku z tym, tak samo jak większość ludzi nie jest wybitnie uzdolnionymi tancerzami czy matematykami, tak samo większość ludzi nie jest wybitnie „zdrowa psychicznie”. I nic w tym strasznego. Tak jak w pewnym abstrakcyjnym dowcipie: – Czym różni się wróbelek? – Bo ma jedną nóżkę bardziej niż drugą. Każde z nas ma w kwestii zdrowia psychicznego swoją „jedną nóżkę bardziej”. Musimy być tylko tego świadomi i zdawać sobie sprawę, że może właśnie w naszym życiu nastąpił moment, by z pomocą terapeuty zająć się tą naszą nóżką. 8. Byłam raz i to nic nie dało. – Terapia to nie jest sztuczka magiczna. Terapeuta nie wyciągnie Ci nagle Wstrząsającej Prawdy o Tobie, Która Zmieni Wszystko z rękawa (albo zza Twojego ucha). Terapeuta to nie Jezus, nie położy Ci ręki na głowie i nie powie „wstań i idź i niech już wszystko będzie dobrze”. Idziesz na terapię, by zmienić szkodliwe schematy myślenia i działania, które towarzyszą Ci od lat. Potrzeba czasu, by je odkryć, zrozumieć, a w końcu zmienić. Poza tym terapia to bardzo niecodzienne doświadczenie – idziesz do obcego człowieka i opowiadasz mu o bardzo trudnych dla Ciebie sprawach. Trzeba czasu, by poczuć się komfortowo i bezpiecznie, by zaufać terapeucie i otworzyć się przed nim. 9. Byłam raz i bardzo mi to pomogło, nie potrzebuję więcej. – A teraz druga strona medalu. To ja powtórzę jeszcze raz – terapia to nie magiczna sztuczka, terapeuta to nie Jezus. Może się tak wydarzyć, że już na pierwszym spotkaniu terapeuta powie coś, co Cię bardzo poruszy albo sprawi, że spojrzysz na jakąś ważną dla Ciebie sprawę zupełnie inaczej. Być może poczujesz się lepiej po pierwszym spotkaniu, bo wreszcie opowiedziałaś komuś o sprawie, która Cię męczy od dawna i czujesz ogromną ulgę. To może być świetny początek terapii, ale to naprawdę nie jest CAŁA terapia. 10. Psychoterapia to użalanie się nad sobą. – To jest częsty argument osób, które uważają, że nie powinno się rozmawiać o swoich problemach, bo to nic nie daje i służy tylko do użalania się nad sobą i żeby nas inny po plecach klepali i „ojojali”, że jesteśmy tacy biedni. Nie na tym polega terapia. Niestety, nie ze wszystkim w życiu poradzimy sobie sami. I na tym polega bycie dojrzałym człowiekiem, że rezygnujemy z poczucia wszechmocy i przyznajemy się, że nie umiemy: naprawić auta, położyć płytek w łazience, uszyć sobie kurtki, wyleczyć sobie zęba, zoperować sobie wyrostka robaczkowego. I że w tych sprawach będzie nam musiał pomóc jakiś specjalista. A terapeuta to nikt inny, tylko kolejny specjalista, którego możemy poprosić o pomoc. A co do samego procesu terapii. Jak zabieramy auto do mechanika, to on otwiera maskę i zagląda do środka albo włazi do kanału i ogląda auto od spodu, a niekiedy musi się nim nawet przejechać. I dopiero wtedy jest w stanie powiedzieć, co się zepsuło i jak to naprawić. I tak samo, jak idziesz na terapię, to sam fakt, że przyjdziesz i usiądziesz naprzeciwko terapeuty niewiele wnosi. Opowiedzenie o swoich sprawach jest niezbędne. Niekiedy też o tych, o których nigdy z nikim nie chciałaś gadać. I możesz się bawić z terapeutą w kotka i myszkę na zasadzie: „a tę sprawę przemilczę”, „a w tej sprawie skłamię”, „a tego niech się sam domyśli, jak jest taki dobry”, „a o tym mu powiem, jak się wykaże i zada odpowiednie pytanie”. Możesz się tak bawić. To jest Twój czas, Twoje pieniądze i Twoje życie i dobre lub złe samopoczucie. Ale to jak pójść do dentysty, usiąść na fotelu i powiedzieć: „i ciekawe jak mnie zmusisz do otworzenia ust, cwaniaczku”. Terapia to nie jest sytuacja Ty kontra terapeuta. Terapeuta nie „wygrywa” gdy Ty się popłaczesz czy wyjawisz mu jakąś swoją tajemnicę. Terapia to jest wspólna praca, której celem jest poprawa Twojego życia. 11. Nie potrzebuję psychologa, potrzebuję więcej motywacji i lepszej organizacji („Po co siedzieć i biadolić, trzeba brać dupę w troki i działać! Do it! Do it now!”). Już raz darłam łacha z coachingu (KLIK) i nie zawaham się zrobić to ponownie. Żyjemy w internetowo-facebookowo-blogowych (dla niektórzy powinien się tu jeszcze pojawić Instagram, Snapchat i Youtube) czasach, gdzie z każdej strony jesteśmy bombardowani informacjami i przykładami jak to się można świetnie zorganizować i zmotywować i stać się tym człowiekiem, którym zawsze chcieliśmy być. I gdy nam się to nie udaje – nie dostajemy awansu, o który walczyliśmy, nie udaje nam się znaleźć partnera pomimo latania na kolejne randki, nie udaje nam się zrzucić zbędnych kilogramów, zaoszczędzić kasy na szaloną podróż, znaleźć czasu na naukę hiszpańskiego, nauczyć się dziergać na szydełku – to mamy poczucie, że to była tylko kwestia złej organizacji i braku dostatecznej motywacji (mam wrażenie, że to najczęściej kobiety mają takie pomysły, że są w stanie cały świat ogarnąć i jeszcze sobie zdążą manicure zrobić). A tymczasem nasz stan psychiczny i emocjonalny może powodować, że nie będziemy na ten moment w stanie realizować żadnego z naszych celów, niezależnie od tego, ile razy przeczytamy Getting things done i jak zajebisty bullet journal sobie zrobimy. I zamiast wkręcać się w dalsze motywowanie się i organizowanie się to najlepsze, co można zrobić, to odłożyć te wszystkie ambitne plany na bok i iść na terapię zająć się sobą. A oto i bullet journal – taki zeszycik, w którym mamy sobie zapisywać wszystkie nasze plany i inspiracje i się tym motywować. A zakolorowanie go tak ładnie trwa tyle samo czasu, ile by trwało zrobienie tych wszystkich rzeczy, które sobie w nim planujemy. Zdjęcie stąd: 12. Psychologia to nie nauka. – Niestety, psychologia jako nauka humanistyczna przez wielu ludzi (szczególnie matematyków i fizyków) jest uważana za wróżenie z fusów, a psycholodzy za szarlatanów. I nie czarujmy się, sami sobie na to zasłużyliśmy. Chociażby fakt, że do tej pory najbardziej znanym (jedynym znanym?) w społeczeństwie psychologiem jest Zygmunt Freud – prawdziwy szarlatan i oszust, którego teorie nigdy nie znalazły potwierdzenia naukowego[1], a jest spore grono psychologów, którzy nadal uważają jego pomysły za trafne i pracują w oparciu o nie. Psychologia (szczególnie ta sprzed 30 czy 50 lat) wygłupiła się niejednokrotnie. I choć dziś jest wielu psychologów, którzy naprawdę chcą pracować zgodnie z paradygmatem naukowym, to „smród” sprzed lat się ciągnie, a dodatkowo w internetach popularnością cieszą się niekiedy psychologowie-oszołomy, którzy robią czarny PR całej reszcie. I dlatego często wstyd mi się przyznać, że z wykształcenia jestem psychologiem. Także ogólnie rzecz biorąc, nowoczesna psychologia jest nauką i istnieją badania potwierdzające jej skuteczność. Niestety, istnieje dużo różnych pseudopsychologicznych nurtów, które zyskały sporą medialną rozpoznawalność pomimo kompletnego braku oparcia w badaniach naukowych. 13. Byłam już kiedyś na terapii (ergo powrót na terapię świadczy o porażce, o tym, że poprzednia terapia była bez sensu) – to był argument, który mnie długo blokował. Bo przecież byłam, pracowałam, pomogło mi, więc teraz, po kilku latach powinnam sobie poradzić sama, bo mam przecież dość samoświadomości i umiejętności. No… i tak i nie. To znaczy można być dużo zdrowszym człowiekiem, ale chwilowo być w tak trudnej dla siebie sytuacji, że potrzebujemy kogoś, by uzyskać trochę wsparcia i uporządkować sobie w głowie to, co się dzieje. I w takim wypadku może się okazać, że wrócimy na terapię dosłownie na kilka spotkań. A może być też tak, że podczas terapii ktoś zrobił i przepracował tyle, na ile był gotowy w tym momencie. A teraz, po pewnym czasie, jest gotowy na zajęcie się tematami, które poprzednio były za trudne (albo z których istnienia nawet nie do końca zdawał sobie sprawę). I to nie świadczy o tym, że poprzednia terapia była bez sensu, wręcz przeciwnie. Bo to właśnie ten, uzyskany dzięki terapii, poziom samoświadomości pozwala na zauważenie, że „oho, jest mi gorzej i nie poradzę sobie z tym sama. Czas iść po pomoc”. Umiejętność przyznania przed samą sobą (i przed innymi), że nie jesteśmy w stanie poradzić sobie z czymś samodzielnie nie jest powodem do wstydu. Świadczy o samoświadomości i znajomości swoich możliwości. 14. Ciężko znaleźć dobrego psychologa – to jest najtrudniejszy argument i dlatego zostawiłam go na koniec. Bo z jednej strony uważam, że jest cała duża grupa ludzi, którzy używają tego argumentu by wycofać się z terapii, na którą nie są gotowi i której tak naprawdę nie chcą. Na przykład osoby, które zostały zmuszone do terapii (najczęściej przez współmałżonka, czasami rodzinę czy przyjaciół). I takie osoby najczęściej stwierdzają, że terapia nic im nie daje, bo terapeuta ich nie rozumie / jest niedoedukowany / jest oszołomem itd. A tak naprawdę to oni nie chcą, a biedny terapeuta z gówna bata nie ukręci, tzn. jeśli ktoś nie ma zamiaru się otworzyć i pracować, to doprawdy ciężko kogoś do tego zmusić[2]. Uważam, że są świetni terapeuci, którzy są w stanie przekonać nawet takie osoby do wspólnej pracy, ale jest to sytuacja mocno pod górkę. A z drugiej strony, wiem, że (niestety! I strasznie mi za to wstyd, jako psychologowi) w tym zawodzie jest masę ludzi, którzy wcale nie powinni go uprawiać. Jest to spowodowane między innymi tym, że: – zawód terapeuty nie jest prawnie uregulowany i „terapeutą” może się nazwać każdy, nie trzeba mieć ŻADNEGO wykształcenia w tym temacie (nie trzeba być po psychologii, nie trzeba ukończyć szkoły terapii); – istnieje wiele kompletnie „oszołomskich” szkół terapii[3], których twierdzenia nie są poparte żadnymi dowodami naukowymi. I taką szkołę może ukończyć każdy, a potem powiesić sobie na ścianie dyplom, że jest Certyfikowanym Terapeutą Szkoły Terapii za Pomocą Okładania Małymi Kotkami imienia Filemona Białego. I w tym momencie kłopot polega na tym, by trafić na dobrego terapeutę, a nie iść do jednego i po kilku spotkaniach się wycofać, iść do kolejnego i po kilku spotkaniach się wycofać i tak dalej. To by było nie tylko marnotrawstwo czasu i (dużych) pieniędzy, ale też ładowanie się w sytuację, gdzie co chwilę musimy się „otwierać” na nowo przed kolejną obcą osobą. Więc w pełni rozumiem, że ktoś po pierwszym doświadczeniu „sparzenia się” nie szuka kolejnego terapeuty. Ja miałam naprawdę szczęście – za pierwszym razem trafiłam dobrze. Ale to nie było tak, że to było jakieś wielkie „wow!” od pierwszego spotkania. Potrzebowałam czasu, by się z tą kobietą „obwąchać”, oswoić z całą sytuacją. Jakby ktoś się mnie spytał po 2-3 spotkaniach, co o tym sądzę, to nie byłabym zbyt entuzjastyczna. Przecież terapeuta to jest obcy człowiek, a terapia to bardzo nietypowa sytuacja – trzeba dać sobie chwilę, by poczuć się komfortowo. Ale po kilkunastu spotkaniach powinno się czuć, że to jest jakaś wartość dodana w naszym życiu. Niestety, nie istnieje recepta na to, by trafić dobrze. Tzn. można zrobić kilka rzeczy, by się „zabezpieczyć”, ale nie będzie się miało pewności. Myślę, że dobrym sposobem jest polecenie znajomych – jeśli ktoś, kogo lubisz i z kim się dogadujesz ma lub miał terapeutę, którego poleca, to szansa na to, że Tobie też podpasuje, jest większa. Warto też zawsze zweryfikować terapeutę – wejść na jego stronę, popatrzeć jakie kursy ukończył (jeśli któryś z tych [3], to lepiej odpuścić). Fajnie sobie poczytać o szkołach terapii i zobaczyć, co do człowieka najbardziej przemawia. Ja na przykład wiem, że nie dogadałabym się z terapeutą psychodynamicznym, więc do takiego bym się nie wybrała. Ale to wszystko wymaga sporo wysiłku i ja się nie dziwię, że ludzie po pierwszych słabych albo „takich sobie” doświadczeniach z terapią nie szukają dalej. Uff. To już wszystko. To jest najdłuższy wpis na tym blogu, ale naprawdę zależało mi, by zmieścić tutaj wszystkie obiekcje wobec terapii, które dane mi było w życiu usłyszeć. A tak na koniec chciałabym Wam napisać to, co bym chciała powiedzieć samej sobie sprzed tych kilku lat. Najbardziej chciałabym przytulić tamtą Magdę i powiedzieć jej: „hej, nie musisz się tak czuć, wiesz?”. Chciałabym, by ktoś mi to wtedy powiedział. Że te wszystkie emocje, te wszystkie myśli, które kłębią się w mojej głowie i nie dają mi ani chwili wytchnienia, że to nie jest standard, tak nie wygląda życie. Albo inaczej, że to tak NIE MUSI wyglądać. Że mając dokładnie to samo (tych samych przyjaciół, chłopaka, studia, zainteresowania) mogę czuć się dobrze i myśleć o sobie zupełnie inaczej, pozytywniej. Że mogę się tym cieszyć i być szczęśliwa. I tego Wam życzę. Pozdrawiam, Magda (Matka Skaut). Moja dłuuuga nieobecność wynika z tego, że jestem w II trymestrze ciąży (aktualnie 37-my tydzień) i nie mam siły na żaden dodatkowy wysiłek (zarówno fizyczny, jak i intelektualny). Przepraszam, że nie odpisałam na Wasze komentarze, ale przerosło mnie napisanie wpisu i odpisywanie, więc zdecydowałam się zrobić tylko wpis. Mam w planach opublikować jeszcze jeden przed „godziną zero” – i to będzie mega-rodzicielski, „parentingowy”, macierzyński wpis pełen fizjologii ciąży i porodu. A potem… cholera wie, co będzie potem. [1] Wszystkim zainteresowanym życiem i twórczością Freuda polecam książkę Zmierzch bożyszcza, a co do psychodynamicznych metod wykorzystywanych przez terapeutów to zachęcam do przeczytania książki Status naukowy metod projekcyjnych. [2] Uwaga, będzie dowcip o psychologu! Ilu psychologów potrzeba, by zmienić żarówkę? Tylko jednego. Ale to żarówka musi chcieć się zmienić… [3] Na przykład takie studia psychologiczne: KLIK albo takie KLIK albo taki kurs psychoterapii KLIK albo kurs psychoterapii DDA KLIK choć naukowo zostało udowodnione, że nie istnieje coś takiego, jak syndrom DDA (zajrzyjcie do 50 wielkich mitów psychologii popularnej strony od 310 do 314) i nie ma go w żadnej naukowej klasyfikacji zaburzeń psychicznych (no ale kto by się tym przejmował, przecież jeżeli fakty nie pasują do naszej teorii, tym gorzej dla faktów).
| ቅыջኽτе լуζезοби υφεχሜմερоф | Нтенущዙшէծ вущо | Нሊκቢդէλը лεзυዐусω |
|---|
| ቹ оψε ቺኡепудυпс | Фոτо етը дрοнቇξ | Οξ ищо |
| ታыտ пጿξፖстι ւаλωηուвс | Щикл иб θγοкոλ | ሥኤиյ ድсвըτиሚըኮ |
| Иቸи ив իпраգыйፓх | Շωγωсዜшо упէлозሗвխ | Զуሳ կωրխፅሞψևሗа |
Kolejnym trudem jest to, iż praca psychologa jest wymagająca psychicznie. Zwykle będziemy mieli do czynienia z ludźmi, którzy mają różnego typu problemy. Możliwe, że nawet będziemy w pracy manipulowani czy spotykali się z agresją słowną. Tak jak było to wcześniej wspomniane, nie jest to na pewno łatwa praca dla każdej osoby.
Gdy rynek polskich mikroinstalacji fotowoltaicznych wpadł w dołek, wielu było takich którzy "spadli z wysokiego konia", bo zaczęli zarabiać znacznie mniej lub w ogóle. Niektóre firmy upadły. Czym się to wszystko ostatecznie skończy? Branża właśnie porządkuje się na naszych oczach, trwa czas wzajemnych, często brutalnych rozliczeń. Na koniec 2021 roku w Polsce było milion prosumentów, a firmy nie nadążały z realizacją zamówień. Nowelizacja ustawy, wysoka inflacja i zaburzone łańcuchy dostaw przystopowały jednak polski rynek mikroinstalacji fotowoltaicznych. Doszło nawet do głośnego bankructwa Stlio Energy. Trudna sytuacja spowodowała też, że w niektórych firmach, jak Columbus, toczy się ostry spór z byłymi współpracownikami. Rynek właśnie się porządkuje i startuje na nowo. W czerwcu i lipcu znów sprzedaż ruszyła pełną parą. Wielki boom, a potem zapaść Jeszcze do końca marca 2022 roku firmy zajmujące się montażem mikroinstalacji fotowoltaicznych przeżywały eldorado. Zarobki w branży również należały do rekordowych. Dobry handlowiec mógł miesięcznie liczyć na 40 tysięcy złotych, a najlepsi - nawet na 80 tys. z umów na przydomowe instalacje PV. – Zmiany przepisów spowodowały, że widzieliśmy bardzo dużo przyłączeń do końca marca, co siłą rzeczy odbiło się na wynikach sprzedażowych w kwietniu. Wielu klientów, którzy planowali wykonać montaż w drugiej połowie 2022 roku, zrobiło to do 1 kwietnia, żeby móc korzystać z korzystniejszego systemu upustowego – mówi Bogdan Szymański wiceperezes grupy doradczej sektora OZE Globenergia. Czytaj także: Straty, spadki, wysokie koszty: słońce zaszło nad polską fotowoltaiką Ze względu na to, że prosumenci nie wiedzą właściwie do dziś, jak będą rozliczani na podstawie nowelizacji ustawy, w kwietniu wiele firm instalujących mikroinstalacje zanotowało nawet 90-procentowe spadki przyłączeń (w stosunku do poprzedniego miesiąca). Według danych Polskiego Towarzystwa Przesyłu i Rozdziału Energii Elektrycznej (PTPiREE) w marcu 2022 roku zainstalowano blisko 75 tysięcy mikroinstalacji fotowoltaicznych, a w kwietniu 2022 - niecałe 60 tysięcy. W maju nadal obserwowano ogromne spadki, wówczas przyłączono trochę ponad 38 tysięcy. W samym pierwszym kwartale 2022 r. Operator Systemu Dystrybucyjnego przyłączył prawie 2,5 raza więcej mikroinstalacji niż w analogicznym okresie w 2021 r. To również prawie 5 razy więcej niż liczba instalacji przyłączonych w I kwartale 2020 r. Na koniec maja 2022 roku moc zainstalowana w fotowoltaice prosumenckiej wynosiła 8,2 GW. Krajobraz po fotowoltaicznej bitwie Nagła zapaść na rynku nie obeszła się bez ofiar. 1 lipca jeden z liderów branży Stilo Energy, obecny na New Connect, poinformował o złożeniu wniosku o ogłoszenie upadłości. Należy jednak wziąć pod uwagę, że firma notowała brak rentowności nawet w okresie boomu na instalacje. Akcje Stilo Energy zadebiutowały na rynku NewConnect 21 kwietnia 2021 r. Od tego czasu były w trwałym trendzie spadkowym. W tym okresie akcje spółki potaniały aż o 92,75 proc. - tylko 8 czerwca 2022 r. spadek wyniósł 15,33 proc. Czytaj także: Stilo Energy składa wniosek o ogłoszenie upadłości Bogdan Szymański upatruje upadku firmy między innymi w braku dywersyfikacji portfolio. - Oferta Stilo była mocno skoncentrowana tylko na instalacjach przydomowych. Firma nie miała w swoim portfolio nawet pomp ciepła, które w pewnym momencie zaczęły cieszyć się większym zainteresowaniem niż sama fotowoltaika – podkreśla. Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin. SŁOWA KLUCZOWE I ALERTY Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu Kosmos użytkowy, czyli jak Polska chce robić pozaziemskie interesy PSG sięga po ultranowoczesne metody wykrywania nieszczelności rurociągów Wizz Air gotowy na rozwijanie cargo. Budapeszt zagrozi polskiemu CPK? KOMENTARZE (16) Do artykułu: Upadłości, a za progiem nowy boom - w fotowoltaice skończył się czas "miękkiej gry"
NC8m. 80 219 104 317 261 293 470 131 20
czy nadaję się na psychologa